wtorek, 8 grudnia 2015

[Lynne & Gregorius] Ain't it a dog's life

UWAGA: Wulgaryzmy!

Pogwizdywanie nie zrobiło na niej wrażenia, ale jak miało, skoro całe życie spędziła na ulicy wśród podobnych sobie rzezimieszków? Przeczesała rude włosy dłonią i uśmiechnęła się kpiąco. Kolejny nadęty burżuj, który myśli, że forsa daje mu pozwolenie na wszystko. Jego groźby trochę ją bawiły, a trochę irytowały. Za samą "wiewióreczkę" powinna mu przypierdolić.

- Znasz takie powiedzenie, "im mniej wiesz, tym lepiej śpisz"? - warknęła, ostrzegawczo odsłaniając zęby w bardzo zwierzęcym geście. Bystry obserwator mógłby też zauważyć zwężające się w jej oczach źrenice. - To nie pakuj się w sprawy, które cię nie dotyczą, bo może ci się stać coś niedobrego. A co wtedy poczęłoby nasze biedne państwo? Strata byłaby nieodżałowana. - Dodała, odwracając się na pięcie. Kontroluj się. Ignoruj wyraźnie widoczną tętnicę pulsującą na jego szyi.

Zmierzyła wzrokiem strażników, po czym odbiła się stopami od ziemi, kładąc równocześnie dłonie na naramiennikach jednego z nich. Używając uzbrojonego mężczyzny jako podpory, przeskoczyła nad jego głową i wylądowała z kocią gracją za jego plecami.
- Nie zapraszam mężczyzn do siebie na pierwszej randce, księciuniu. Jeżeli masz z tym problem to idź do burdelu. - rzuciła na odchodne, wskakując z pobliskiego wozu na daszek jednego ze straganów, z którego była w stanie podciągnąć się na dach. Zarzuciła na głowę kaptur i odbiegła w sobie tylko wiadomym kierunku.